wtorek, 20 stycznia 2015

historia pewnej przytulanki



Dopadła nas choroba, właściwie to przeziębienie. Wysoka gorączka i zmęczenie spowodowały, że Nadia przespała dzisiaj prawie cały dzień. W domu zrobiło się tak cicho. Postanowiłam więc usiąść do komputera i pogrzebać w naszych starych zdjęciach. Wrócić pamięcią do czasów kiedy była jeszcze niemowlakiem.
Nie wiem czy to wczorajsze urodziny czy fakt, że miałam dzisiaj wyjątkowo więcej czasu (tak tylko dla siebie) spowodowały, że odgrzebałam całą masę fotek. Kiedy tak prześledziłam większą część tych wszystkich zdjęć uświadomiłam sobie, że prawie na każdym jest on. Mały pluszowy królik, który towarzyszył jej prawie wszędzie. Jest z nami już 2 lata.
Pamiętam swoje pierwsze wyjście po porodzie, jakoś 2 tygodnie po urodzeniu małej wybrałam się do fryzjera. Stwierdziłam, że czas wrócić do ludzi i przewietrzyć trochę głowę po tych wszystkich wydarzeniach. Mała została wtedy z tatą. To będzie chyba najbardziej pamiętne moje wyjście ever!
Deficyt odciągniętego mleka i tęsknota za maminym zapachem spowodowały, że chyba nigdy tak szybko nie wracałam do domu jak wtedy! Tata poradził sobie jednak celująco, wpadając przy tym na pomysł owinięcia jej moją koszulką aby uspokoić płaczące dziecko, które rzeczywiście przestało wtedy kwilić.

Od tamtej pory nawet kiedy ja byłam z nią w domu nieodłącznym elementem czy to spacerów czy kołysania się w bujaku była moja koszulka. Najlepiej, żeby była podmieniana co 2-3h żeby zapach mamy i mleka nadal ją uspokajał. Z czasem zauważyłam, że ona potrzebuje czegoś co może przytulać, zwijać i spokojnie zasypiać. Postanowiłam rozejrzeć się za jakąś przytulanką bądź kocykiem co zastąpiłoby wyciągnięte koszulki czy piżamę. Po krótkim poszukiwaniu znalazłam pluszowego kremowego królika z uszami do tarmoszenia. Przytulanka była też malutkim kocykiem więc idealnie nadawała się na podmiankę. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę.
Od tej pory Nadia i jej przytulanka stali się najlepszymi przyjaciółmi. Nie rozstają się do teraz. Pluszowy królik towarzyszy jej w każdej podróży, przy każdym zasypianiu. Podczas choroby czy kiedy ma zwyczajnie gorszy dzień. Leczy wszystkie bóle i jak do tej pory jest jej najukochańszą zabawką. Pomimo, że jest już wymemłany i czasem bardzo brudny ( piorę go jedynie wtedy, kiedy mała jest czymś skrzętnie zajęta) to i tak nie może się bez niego obejść. Myślę, że taka więź uczy dziecko wrażliwości ale również daje poczucie niesamowitego bezpieczeństwa. Jest dla niej czymś bez czego ja nie wyobrażam sobie już jej dzieciństwa














11 komentarzy:

  1. Oj.. moja siostrzyczka najmłodsza miała swoją ulubioną podusie, która we wszystkich czterech rogach były dziury, mama zszywała, codziennie prała bo musiała do snu być i już!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój Artur też ma takiego przyjaciela, jest nim kocyk. Niezastąpiony przyjaciel już od 2,5 lat i zawsze musi być gdzieś obok.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas jest miś panda, już w niej prawie wypełnienia nie ma, ale jest na wszystkie smutki i radości :)

    OdpowiedzUsuń
  4. u nas ten królik już jest wszędzie nie wiem czy przeżyje kolejne prania:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Malwinko powiedz gdzie można zakupić takiego pluszaka ? Chciałbym zrobić prezent i myśle ze taki pluszak będzie strzałem w 10 😃
    Blog , post, zdjęcia jest jak zawsze mnajlepsze !😃pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. Emilia kupiłam go 2 lata temu na allegro firma Mamas & Papas :) zerknij może jeszcze będzie

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję dziękuję :) już szukam )

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozczulił mnie ten post, a szczególnie zdjęcia <3 Mój syn ma bardzo podobną przytulankę, ale u nas jest to miś. Noga mu odpadła, ale o spaniu bez niego nie ma mowy :)

    Bardzo ładnie tu u Ciebie :)

    Pzdr,
    Agata www.inspiracjemamy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń